W przeciągu ostatniego (około) miesiąca leciałem samolotem 7 razy (w tym 3 wyloty z Gdańska) - głównie za sprawą promocji Ryana. Postanowiłem dopisać 2 rzeczy do wątku, jedną na -, a drugą to może nie powiem, że na + ale, żeby pokazać, że nie tylko w Gdańsku jest słabo.
Zgadnijcie ile razy przy tych 7 lotach zdarzyła mi się szczegółowa kontrola sprzętu fotograficznego... Brawo 3 razy - przy wszystkich wylotach z Gdańska. Ostatnim razem włącznie ze zrobieniem zdjęcia, żeby udowodnić k******i, że to rzeczywiście aparat. Takie coś to mi się pierwszy raz zdarzyło. Jestem ciekawy co by było gdybym miał rozładowane baterie? Jak mi już podnieśli tak ciśnienie to napomniałem coś, że takie coś nie ma miejsca nigdzie w Europie. Usłyszałem bezczelną odpowiedź - "Tak wiemy - wiele ludzi nam to mówi. Jesteśmy wyjątkowi

". Jeszcze usłyszałem coś w stylu, że jak się nie podoba to trzeba było samochodem jechać albo innym środkiem lokomocji. Ręce opadają... Jestem ciekawy kto jest za to odpowiedzialny. Możliwe, że oni tylko dostają polecenia "z góry" co i jak mają kontrolować. Ale kto to jest ta "góra" i po co komu taka kontrola? Przecież to już nie jest przypadek, że przy 3 z 3 lotów mam taką kontrolę.
A teraz ta druga sprawa. Z Heathrow (T5) leciałem Britishem do Frankfurtu. Kolejka do kontroli była na dobre 30 osób (jakoś przed 6 rano to było i raczej nie było tam dużo ludzi). Jak się zbliżyłem tak na około 10 osób to podszedł do nas jakiś gość i powiedział, że wszyscy mają ściągać buty, kurtki, bluzy i paski. Sorry ale te buty to już jakaś masakra kompletna. Po pierwsze ja byłem w szmacianych adidasach więc takie buty nie mają prawa piszczeć. Po drugie wszyscy chodzili w skarpetkach w miejscu gdzie ludzie normalnie chodzą w butach. W ogóle nie było dywanika, krzesełka żeby usiąść itp. Więc jak już wszystko z siebie zdjąłem przechodzę przez bramkę, a ona piszczy. Nie miałem kompletnie nic przy sobie. Jakiś idiota musiał ustawiać jej czułość. No, więc jako, że bramka zapiszczała to poszedłem na osobistą - powiem szczerze, że jeszcze nigdy nie miałem tak szczegółowej kontroli osobistej...

. Jakiś koszmar kompletny. Ale potem na pocieszenie zobaczyłem fajny patent. Kamera obserwowała te pudełka, w które się wkładało bagaże i metalowe przedmioty. Jak było pełne to je zatrzymywała, a jak puste to puszczała dalej, spadało na dół i wracało taśmą na początek - fajny bajer

. Aha i jeszcze jedno - jako, że miałem tylko jednego laptopa

to nie musiałem go wyciągać z torby - wreszcie jakiś progress

.
Jeszcze 3 drobiazgi co do płynów w podręcznym. W naszym wspaniałym Rębiechowie mimo, że mamy taką szczegółową kontrolę, to nie ma żadnych woreczków na płyny, a nawet nie kazali mi ich wyciągać z walizki - woleli sobie obejrzeć mój sprzęt foto. W Brukseli (Charleroi) nie chciało mi się wyciągać płynów i też puściłem tak jak było - przeszło

. A z kolei we Frankfurcie (FRA, nie HHN) jak się przeszedłem po lotnisku zauważyłem automaty sprzedające te woreczki - pakowane po 2, sprzedawane za 1 albo 2 Euro. To chyba też przegięcie...